Krużganki.

Paatrol. Na początku myślała, że dłużej w tym wytrzyma, jednak już jej się nudziła taka robota. Jakby jeszcze wychodziła i mogła kogoś złapać, coś by się działo, to ok, ale tak? Spaczone dzieci, nagle zaczęły regulaminu najwyraźniej przestrzegać, bo jakoś nie mogła trafić na nikogo, kogo by mogła ukarać. Bo oczywistym było, że ślizgonom punktów nie da, zwłaszcza spotykając ich w lochach niedaleko wejścia. Bez przesady.
Tak więc żeby zabić nudę, nikt nie powinien się dziwić, że szła, między palcami obracając już z wprawą cudowne małe coś, dające miły odlot. Wyszła na błonia, bo tam chociaż byłą pewna, że nie spotka żadnego nauczyciela... nawet jak się jakimś cudem kusili na pomoc w patrolu prefektom, to nie wychylali się w nocy poza drzwi wejściowe. Jassne, najlepiej brudną [tu raczej zimną i ciemną] robotę zostawić uczniom, a jak.
Brunetka oparła się o mur, tworzący w krużgankach jeden z łuków i rozejrzała się, by dość naiwnie upewnić się, że w pobliżu nikogo nie ma. Może jednak.

Doszedł aż tutaj. Wiedział że krukonka pójdzie za nim to takie przewidywalne. A tak na dobrą sprawę nic nie knuł. Serio. Chciał w spokoju zapalić fajkę i zrobic małe ognisko żeby spalić listy od fanek. Palenie ich w kominku nie było już taką frajdą. O, i nadział się na Mistel. Uroczo. Podszedł do niej i objął ją w pasie całując w policzek - Pani prefekt szuka ofiar? - Spytał złośliwie i odsunął się od dziewczyny. Oho, teraz trzeba być grzecznym, za kilka sekund wpadnie tu druga prefekt i będzie dziwnie.

Faktycznie poszła za nim. Bardziej jednak z czystych nudów niż żeby mu dopiec. Widzac drugą prefekt wywróciła oczami. Miejmy nadzieje, ze nie będzie jakas bardzo stereotypowa. Nie miała ochoty na kłótnie z kimkolwiek. Podeszła do nich spokojnie z uśmiechem na ustach. - Też patrol? - zapytała ślizgonki. Przeciągnęła się lekko przy okazji.

Na widok Chace'a uniosła nieco kąciki warg w lekkim uśmiechu. Jakoś dawno nie miała okazji z nim pogadać, nie licząc lekcji i przerw... a to się nie zalicza.
- Powiedzmy, że sprawiam taki wrażenie - odpowiedziała wystarczająco znudzonym tonem żeby zrozumiał, jak bardzo jej się chciało. Już miała podnosić jointa do zapalenia, gdy zobaczyła kolejny cień, zbliżający się do nich. Ledwo dosłyszalnie westchnęła i opuściła z powrotem rękę, chowając ja w kieszeni. Lepiej najpierw wybadać sytuację.
- Mniej więcej - odpowiedziała Krukonce, kiwając lekko głową poniekąd też jako przywitalny gest. Na jej prawdopodobnie szczęście, do Krukonów miała najmniej, jakby wybierać jeszcze z czerwonych i żółtych. Prawie nic do nich w sumie nie miała - i tak wszędzie prawie pusto - dodała lakonicznie, przesuwając jakby dla udowodnienia powoli wzrokiem po okolicy. Pustoo. Do znudzenia.

A on lubił jak było pusto, nigdy nie narzekał. Przynajmniej nie musi dzielić się powietrzem i ziemią z innymi. A on nie lubił się dzielić. Kucnął, wcześniej wyciągając z kieszeni papierosa, a później listy. Powiększył je zaklęciem do normalnego rozmiaru i ułożył stosik. Po chwili już podpalał je różdżką. - Masz mnie Mistel po co ci więcej do szczęścia? - Spytał z dołu patrząc na ogień. - Swoją drogą wiedziałem że przyjdziesz za mną krukonko - powiedział jeszcze, niby oskarżycielskim tonem i zaciągnął się fajką.

Wzruszyła ramionami. - A co? Miałam siedzieć z tamtą Gryfonką? Już wolałam ciebie. - powiedziała spokojnie. Widząc jak zaciąga się fajką wzruszyła ponownie ramionami. Niech robi co chce. Już się wyżyła artystycznie [czyt. odejmowanie punktów] na Ambrell. Zerknęła na Ślizgonkę. - Wystarczy trzymac się blisko niego. Gryfonki chyba leca do niego jak muchy do miodu. - powiedziała rozbawiona przypominając sobie jak Ambrell go wkurzała i uśmiechała się do niego. No cóż.

Parsknęła jakby cicho pod nosem, hamując śmiech i popatrzyła na to, co robił ślizgon. Wywróciła wymownie oczami i przejechała palcami po włosach kucającego chłopaka
- Taa, teraz już jestem szczęśliwa - odpowiedziała z przekąsem i odwróciła wzrok z tego stosiku na Krukonkę.
- Jak widać, to on się mnie trzyma - powiedziała do niej, uśmiechając się pod nosem lekko złośliwie, co nie było jednak zwrócone do dziewczyny negatywnie - ale jak tak, to chyba zacznę unikać... - dodała i przerwała na moment, zerkając krótko na Chace'a wymownie i jakby z kpiną w oczach, choć bardziej była teraz rozbawiona sytuacją. Dobry humor.
- Ty też Blake? Mieliśmy się nie staczać, no wiesz - powiedziała zawiedzionym tonem i pokręciła ze zrezygnowaniem głową. Stwierdziła, że skoro on może, to ona tym bardziej. Odpaliła swoją własność, po chwili wydmuchując charakterystyczny dym w bok z zadowoleniem.
- Chociaż raz pomyśleli i ustawili patrole jak trzeba w pary - rzuciła po chwili poniekąd bardziej do dziewczyny co miało oznaczać w domyśle, że jest zadowolona. Wreszcie, nie Gryffindor, tylko Kruczki. Z nimi sie dało dogadać przynajmniej ... zazwyczaj.

Wzruszył ramionami i wstał. - Będziesz się smażyć w ogniu Daltrey za rozpowszechnianie plotek - mruknął niezadowolony. - Nie moja wina że jestem tak zajebisty że wszyscy na mnie lecą - dodał jeszcze urażony i przeciągnął się. Widział że są zazdrosne o gryfonkę która go prześladuje. Nic dziwnego...
- Nie staczam się, po prostu się przykleiła - Stwierdzil. O dziwo wciąż miał jeszcze dobry humor. Przecież nie uciekł od nich i nawet był miły dla krukonki którą - o dziwo - Mistel znosi. dziwne. - Zacznij od teraz jak ci coś nie pasuje - dodał jeszcze ostro, może nawet trochę za bardzo, patrząc na ślizgonkę.

Skinęła glową.
- Niby tak, ale naczelni i tak by sie przydali. - mruknęła patrząc na to co Chace robi. Nudziło się dziecku czy jak. Pokreciła lekko głową. - Ambrell jakoś dziwnie za tobą wariuje. Co jej zrobiłes? Poza tym w piekle będę się smażyć za pare innych rzeczy. - wywróciła oczami. Oparła się o drzewo przyglądając się jeszcze chwile ślizgonowi, a potem przeniosła wzrok na niebo.

Uśmiechnęła się nieco szerzej poniekąd z powodu używki no i reakcji ślizgona, urocze.
- Ehe, jasne - mruknęła pod nosem. Potem nie wytrzymała i trąciła go lekko nogą, dla samego gestu, nie jakoś mocno - no już się tak nie irytuj, złość piękności szkodzi - powiedziała z odrobiną złośliwości, samej się zastanawiając, skąd ten humor nagle. Prawie jak nie ona, a raczej jak nie ona poza cudownymi lochami.
- Pewnie tak... ale jakoś nikt się nie rzuca na to stanowisko - powiedziała co do tych naczelnych, wzruszając obojętnie ramionami. Potem już paliła powoli, przenosząc spokojny na powrót wzrok z jednego na drugie. O, ciekawych rzeczy może się dowie. Chociaż, nie jakiejś nowości, a tym bardziej niczego zajmującego specjalnie uwagę, ale jak na tą chwilę może być.

- Nic jej nie zrobiłem, po prostu za mną lata - odpowiedział jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Nic wielkiego, jakaś gryfonka za nim lata bo w końcu ma wygląd. Ha, i jest zajebiście skromny, a to podstawa. - Naczelni? Mało was? - spytał odrobinę złośliwie. W jego mniemaniu prefekci sami w sobie nie powinni istnieć. Takie ograniczenie wolności.

Wywróciła oczami.
- Tak, jesteś taki boski że Gryfonki same z siebie za tobą latają, tak? - zapytała pozwalając sobie na trochę kpiny. Dawno nie była nie miła, ale w towarzystwie dwójki slizgonów jakoś nie mogła się powstrzymać. Tak jakby oni w niej wzbudzali coś przez co musi być taka... zielona. - Naczelni się przydają do koordynacji wszystkiego, Blake. - mruknęła patrzac na niego z góry. Skoro siedział na trawniku to juz jego sprawa. Zerknęła na ślizgonkę.

Saphira pokręciła jedynie nieznacznie głową na ten temat sienie wypowiadając. Jakby to jeszcze o kogoś innego chodziło... ale Gryfonki? Zaraz ja zemdli. W jej mniemaniu nic, czym można byłoby się chwalić, a tym bardziej gadać tyle, ile oni to ciągnęli, co jednak nie znaczyło, że jej nastrój opadł. Po prostu przemilczała. To w sumie dobrze jak dla nich, ze wzbudzali takie emocje i potrzeby, jako wychowankowie Salazara. O, gdyby jeszcze im to powiedziała. Może jakiemuś ślizgonowi zachciało się wtedy przypadkiem Gryfonów ponawracać, albo chociaż żółtych, skoro i tak byli dość 'nieokreśleni'.
Nic nie mówiła, tylko jak zobaczyła wzrok Audrey, uśmiechnęła się lekko. Usiadłaby sama, gdyby nie stojąca Krukonka... mimo wszelakich chęci jakoś taka sytuacja jej nie przekonywała, brak komfortu.

On nie siedział, stał. Patrzył na tlący się ogień i ziewnął przeciągle. - No wybacz. Dobra koniec bo jeszcze ją przywolamy - mruknął sam zirytowany ciągłym rozmawianiem o dziewczynie. Która miejmy nadzieje już spała. Ziewnął znowu i spojrzał spod byka na Audrey - Nie pouczaj mnie Daltrey, i tak od tego nie urośniesz - dodał jeszcze czując że nieuchronnie zbliża się moment kiedy wraca mu ten humor co zawsze.

Westchnęła cicho.
- Jasne, jasne. Nie siedźcie za długo. - mruknęła do nich i pomachała im. Odeszła spokojnie do zamku. Zimno jej się robiło i spac się zachciało dziewczynce. Poszła jednak tym razem do siebie a nie do Nejta. Miała bliżej swoje łóżko niż jego, więc wolała iśc do siebie. Trudno się mówi. Odbiją sobie innego razu.

- Wreszcie - mruknęła jakby na to wieki czekała, gdy skończyli ten idiotyczny temat. Wyjątkowo szybko spaliła wszystko... mało miała. Zapasy znowu na wykończeniu, i znowu nie miała czasu pojechać po więcej. Zabije kiedyś brata, kiedyś. Jednak na razie odgoniła od siebie te wszystkie myśli i kiwnęła na pożegnanie Audrey
- Chodź, śpiąco jest - rzuciła do chłopaka i pociągnęła go za rękę w stronę zamku.