Wysokie trybuny.

Wyszła tutaj z nudów. Wszystko juz pozdawane, a dzis czwartek. Jeszcze tylko jutro na zajęcia i cały weekend wolny. Aż się uśmiechnęła pod nosem. Moze uda jej się wyciągnąć Katie do Hogs. Pewnie się da jak powie że idą na zakupy. Z wielka chęcia pójdzie, znając ją.
Po chwili siedzienia położyła sie na ławkach. Zamknęła oczy. Chciałaby znowu zacząć latać na miotle. Ciekawa była kiedy zrobią nabory do drużyn Quidditcha. Chętnie by wzięła w tym udział.
Po pewnym czasie jednak zeszła z trybun.

Czując przyjemny wiaterek we włosach, wspięła się o własnych siłach na szczyt trybunów. Usiadła na ławeczce, znajdującej się na samej górze, obserwując wszystko dookoła. Odetchnęła, poruszając ramionami, jakby miała zamiar strzepnąć okruszki z szaty. Bynajmniej nie zrobiła tak z owego powodu. Jej jedynym powodem, była pewna osoba. A mianowicie chłopak, z którym ostatnio się umówiła. Na początku, wydawał się miły, przystojny... Ale po jednej randce mogła śmiało stwierdzić, że to okropny bydlak. Od którego nie może się teraz uwolnić... Bo prześladuje ją w umyśle. Sam nie jest tego świadomy; ale wiedza, że on istnieje, przerasta Katerine. Jest bezsilna w stosunku do jej własnej głupoty.
Położyła nogi na ławeczce, znajdującej się nieco niżej i oparła łokcie na nogach, a twarz schowała w dłoniach. Cholerny czwartek, przeklęła w duchu. Nigdy nienawidziła środy, ale od teraz, najbardziej nie będzie lubiła dnia, jakim jest czwartek. Nagle poczuła, że deska ugina się pod czymś ciężarem. Podniosła głowę, natrafiwszy na spojrzenie owego chłopaka. Skinęła głową i wstała, nie bacząc na jego nawoływania. Biegnąc z wysokich schodów, niemal się potykała, a wysokie szpilki, bynajmniej, nie ułatwiały zadania. Zatrzymała się na chwilę, dotykając butami trawy i odwróciła się przez ramię. Chłopak stał na samym szczycie, z luzacko schowanymi rękoma w kieszeni. Wzruszyła ramionami, pośpiesznym krokiem opuszczając boisko.

Usiadła na opustoszałych trybunach i patrzyła na boisko. Kochała quidditcha, grała też całkiem nieźle, ale to James, jej brat, był gwiazdą tego sportu. Uśmiechnęła się do siebie, wspominając wspólnie rozgrywane mecze. Zapatrzyła się w niebo. Nudziła się, bardzo się nudziła. Miała ochotę coś wykombinować, ale samej było trudno.

Przechodził akurat w pobliżu boiska, gdy zobaczył samotną postać siedzącą na trybunach. Po chwili wahania i ocenienu swojego nastroju, podszedł do niej. Miał ochotę pogadać, a ludzie dziwnie poznikali...
Usiadł obok dziewczyny i spojrzał na nią. Od razu rzucił mu się w oczy kolor szaty.
Gryfonka... oby nie była taka, jak ta cała Kathline, czy jak jej tam...
- Hey.

Pojawienie się chłopaka wyrwało ją z zamyślenia. Przyjrzała mu się uważnie. Gryfon. To dobrze, ostatnio natykała się prawie tylko na ślizgonów. Nie, żeby była bardzo uprzedzona, no ale.
- Hej - uśmiechnęła się do chłopaka.

- Jak długo tutaj jesteś? - zapytał, wskazując ręką otoczenie - to znaczy... w Hogwarcie, nie na trybunach?
To było pierwsze, co mu przyszło na myśl. Jakoś nigdy nie miał problemów z nawiązaniem nowych znajomości, ale nie chciał też wszystkiego zepsuć już na samym początku, jak mu się już wiele razy zdarzało. Lubił niestety mówić to, na co miał aktualnie ochotę...

[ Miałem mały problem z Internetem. Sorr za zapłon xd ]

- Och, już jakiś czas - odparła. - A ty?
Cieszyła się, że nie musi już siedzieć tutaj sama. Nareszcie mogła z kimś pogadać. Nawiązywanie znajomości nie sprawiało jej kłopotów.
- Jestem Nadine.


[Spoko, u mnie z kolei strasznie wolno dziś chodzi xd]

Jakoś tak wyszło, że zawędrowała na trybuny. Boisko Quidditch zawsze ją ciągnęło... zastanawiała się nawet czy nie zapisać się do drużyny. Podobno zaczęły się nabory... więc może, jeśli jeszcze będzie miejsce...
Ziewnęła, zamykając na chwilę oczy przez co niemalże wpadła na ławki. O tak, ostatnio coś nie mogła się wyspać. Spojrzała dalej, przed siebie i zobaczyła Nate'a, właśnie tego którego poznała kilka dni temu. Siedział z jakąś dziewczyną.
Ruszyła w ich kierunku i już po chwili siedziała obok, zakładając nogi na miejsca niżej.
- Cześć Nate, cześć.. Gryfonko - zawiesiła na chwilę głos, spojrzawszy na jej szatę.

- Lena! Cześć! - powitał ją wesoło. Po chwili trzasnął się ręką w czoło, śmiejąc się w duchu ze swojego błędu. - Leno, to poznaj Nadine, Nadine, to jest Lena.
Kiedy obie podały już sobie ręce, dopowiedział w kierunku gryfonki:
- A ja jestem Nate. Co do tego pytania.. nie, nie jestem w Hogwarcie długo. Może ze dwa tygodnie? Nie liczę, tak szczerze.
Spojrzał na Lenę. Rzuciły mu się w oczy jej cienie pod oczami, oraz lekko nieogarnięty wyraz twarzy.
- To nadal po naszej byłej imprezie, czy balowałaś bez nas? - zapytał śmiejąc się. Jeśli urządziła sobie imprezę bez niego, to ma lanie.

- Ja też nie liczę - odpowiedziała chłopakowi.
To była prawda, jej uwagę pochłaniały inne rzeczy. W końcu tyle się działo, a dni tak szybko mijały.
- A tak w ogóle, to miło was poznać - uśmiechnęła się do Nate'a i Leny.
Znów przelotnie spojrzała na niebo, pogoda była tego dnia wyjątkowo ładna.

- Ale nuuuudy... - ziewnął szeroko, odchylając się do tyłu na ławce. Po chwili patrzenia przed siebie z lekko niewidzącym wzrokiem potrząsnął głową i przywrócił na usta uśmiech.
- Ludziska, co powiecie na mały meczyk Quidditcha? Umiecie chociaż troszkę latać?
Nie lubił siedzieć. Musiał koniecznie się rozerwać, a ten sport po prostu uwielbiał.

- Świetny pomysł, jestem za - uśmiechnęła się radośnie. - Latanie idzie mi całkiem nieźle. Zazwyczaj gram jako ścigająca.
Może to dziecinne, ale ekscytowała się już na samą myśl o quidditchu. Kochała ten sport. Nie rozegrała porządnego meczu już od jakiegoś czasu, brakowało jej latania.

- Obawiam się tylko, że nasz mecz będzie troszeczkę... ograniczony. Trzy osoby to naprawdę nie jest tłum. Nie wiem jak to zrobimy, ale myślę, że jakoś damy radę.
Machnął różdżką, a z jego sypialni przyleciała do niego miotła. Nie była jakoś wielce szybka, ale zawsze uważał, że to nie miotła się liczy, a umiejętność latania. Dotychczas teza ta świetnie się sprawdzała.

[ Czekamy na Lenę? ]

- Damy radę - oświadczyła optymistycznie.
Wyciągnęła różdzkę z kieszeni szaty i rzuciła zaklęcie przywołujące. Po chwili rozległ się świst, a jej miotła zatrzymał się koło niej. Złapała miotłę za trzonek.


[Możemy poczekać.]

Elisabeth przyszła na boisko bo przyciągnęły ją głosy, co było dość niezwykłe jak na porę. W końcu o 22 powinno się wracać do zamku. Zobaczyła na boisku kilku uczniów. Usiadła na trybunach przyglądając im się. Jednego już kojarzyła, podszedł do niej kiedyś na palarni. Odpaliła papierosa. Z przyzwyczajenia, bardziej niż z potrzeby.

Ubrana w smundurek szkolny poszła na obchód. Ktoś musiał się tym zając. Ubrała szatę bo na dworze było chłodno. Zmrużyła oczy kiedy usłyszała głosy niedaleko boiska. Od razu tam weszła. Widzac znajome twarze westchnęła cicho.
- No nie mówcie ze znowu chcecie mieć minus punkty. Co tu robicie? - zapytała jednak spokojnym i przyjaznym tonem. Niedawno została prefektem i była z tego dumna. Nie chciaął jednak zaczynać swojej kadencji od odejmowania punktów. Szczególnie znajomym.

- Staramy się zburzyć całą szkołę, specjalnie po to, żeby cię zdenerwować! - odpowiedział wesoło. Zobaczył, z jaką dumą Audrey nosi odznakę prefekta i niemal się roześmiał. Fajnie to wyglądało. I miała rację - umie gonić... xD

Nucąc coś wesoło pod nosem wolnym krokiem skierował się w stronę boiska. Ładnie było i ciepło...ale na pewno nie cicho...spojrzał na trybuny. Wyszczerzył się.
- Co to Nate?! Impreza beze mnie?!- ryknął.

- No jasne! Już pełno skrzynek Ognistej wypiliśmy! - zawołał udając, że się zatacza. Lubił go wkurzać, oj lubił.

Spojrzała w stronę Ryo i zaśmiała się. Znowu ta sama ekipa. Jeszcze jakaś Gryfonka i slizgonka. Usmiechnęła się do nich.
- dobra, teraz ładnie mi sie tłumaczyć. - powiedziała rozbawiona patrząc na zebranych uczniów. W sumie nie miałaby nic przeciwko jeżeli by się tu bawili. Mogli to robić, ale chyba musiała odjąć punkty. Chociaż... Moze nikt się nie dowie.
Zerknęła na Nate`a.
- Ty sobie uważaj, Coates, bo serio się zdenerwuje a to fajne nie jest. - mrugneła do niego rozbawiona. W sumie to miała dobry humor. Nawet bardzo dobry.

-Audrey....! powiedź że on do mnie kłaaamieeee!- zawył płaczliwie. Zapowiadało się ciekawie.

Kiedy skończyła palić, rzuciła papierosa na ziemie i zgasiła butem. Podeszła do ludzi na boisku.
- Zamierzacie grać? - spytała. Wtedy spojrzała na Audrey, jej wzrok zatrzymał się na odznace prefekta.

- Ależ pani Prefekt, czemu chce nas pani karać? Przecież Pani też jest poza swoim dormitorium, a jakby nie było, wszyscy podlegają temu samemu prawu. - jęknął, robiąc maślane oczka w stronę Audrey. Po chwili zmarszczył brwi.
- To co, gramy w butelkę? Znowu? Czy coś nowego? - zapytał pomiędzy machnięciem różdżki, którym przywołał butelki Ognistej. Tak dla zasady.

Zasmiała się.
- No na jego szczęście kłamie inaczej bym mu nie odpuściła. - powiedziała rozbawiona całą tą sytuacją. Zerknęła na Ślizgonkę która na nią patrzyła i uśmiechnęła się uspokajająco.
- Macie zamiar grać? Wtedy nie będę miała powodów zeby wam punkty odjąc. - powiedziała niby obojętnie. Miała nadzieje jednak ze zrozumieją. Nie chciała teraz tego robić. A jakby sobie grali to by powiedziała ze urządzili sobie trening pod jej nazdorem i pewnie by im odpuścili.

- Ja będę trenerem..albo...cheerleaderką!- zadecydował. Nie chciało mu się specjalnie grać - Oni potrzebują uczciwego dopingu!- stwierdził szczerząc się wesoło.

Wywróciła oczami.
- No niech wam będzie. Ale ostatni raz rozumiecie? Nastepnym razem jak się na was natknę poza dormitorium po 22 dostaniecie minus punkty, jasne? - zapytała mimowolnie się uśmiechając. Lubiła ich za tą energię którą mieli. Pokreciła głową niedowierzająco widząc butelkę w rękach Nate`a.
- Nie macie jeszcze dosyć po ostatnim razie?

- Spokojnie pani Prefekt, ka się nimi zaopiekuję- obiecał kładąc ręke na sercu.

Odetchnęła z ulga. Była nowa w szkole i nie miała zamiaru od razu przyczynić się do odjęcia punktów swojemu domowi. Nawet zdobyła się na odwzajemnienie uśmiechu. Wycelowała różdżką gdzieś w stronę zamku - Accio miotła - Po chwili z zamku przyleciała miotła starszy model błyskawica nosząca już ślady używania, ale jeszcze w całkiem niezłym stanie, jak na lata, które miała.

- Ryo, ty na tańczącą dziewczynę nadajesz się jak nic. Nawet jesteś do niej nieco podobny... - zaśmiał się. Nie no, nie będzie się znowu nabijał z Ryo.
Tę przyjemność zostawię sobie na kiedy indziej...
- Jakoś tamta noc szybko się skończyła. Owszem, zasnąłem, ale nawet kaca nie miałem. A jeśli nie mam kaca, to nic takiego nie było. Swoją drogą... ciekawe nosisz sukienki, Audrey. Ta różowa była bardzo wygodna. xD

- Tak Nate załóżmy zespół cheerleaderek! Zrealizujemy twoje najskrytsze marzenie!- wydłubał z kieszeni spodni papierosy i zapalił jednego. Rozsiadł się na trawie.

Zaśmiała sie.
- Lubie sukienki. A ta różowa akurat nie była moja. - powiedziała z szerokim uśmiechem na ustach. Spojrzała na ślizgonkę która przywołała sobie miotłę. Uśmiechneła się troche szerzej.
- No więc gracie czy nie? Chce popatrzeć. A tak na marginesie ta noc w sumie nie była taka zła. - powiedziała mrugając do chłopaków.
- No prosze cie Ryo. On jeszcze dobrze wyglądał w sukience, ale ty? Nie przypominam sobie zebyś nosił coś takiego.

-Pozostawię to twojej wyobraźni - uśmiechnął się i puścił jej piękne perskie oko.- Grasz z nimi czy ...? - poklepał miejsce obok siebie.

- Ruszcie tyłki, do Quidditcha potrzeba dużo osób. Ryo, jak z nami zagrasz, to kupię ci sukienkę... Wiem, że tego pragniesz. A ty, Audrey... tobie też kupię sukienkę. - spojrzał na nich błagalnie. - Ptose?

Zasmiała się wesoło.
- Nie potrzebuje więcej sukienek, Nate, ale dzięki. - powiedziała rozbawiona. Pokręciła jednak głową i usiadła obok Ryo.
- Nie gram na razie. Bedę ci kibicować, a Ryo będzie kibicował ślizgonce. Właśnie jak ci na imię? - zapytała dziewczynę która tu stała z miotłą i się nie odzywała.

-Naaaahhhh...pewnie masz fatalny gust i kupisz mi jakąś obrzydliwie falbaniastą szmatę - machnął ręką -Ja sobie tu posiedzę z Audrey i porobimy za sztuczny tłum. - spojrzał na ślizgonkę - No? Jakie imię mam piszczeć jako oszalały na twoim punkcie fanboy?

Elisabeth zmarszczyła czoło. Dziwne mieli tu zabawy. Chociaż z drugiej strony po alkoholu tez zdarzało jej się robić rożne dziwne rzeczy,uśmiechnęła się do swoich myśli. Od czasu wypadku cieżko jej się było upić, miała teraz bardzo "mocną głowe". Usłyszała pytanie - Elisabeth - odparła i wskoczyła na miotłę, wybiła się nogami w powietrze. Zaczęła krążyć nisko przy ziemi wokół grupki ludzi bawiąc się przywołanym kaflem.

- Nie to nie, nie wiecie co tracicie. - pokręcił głową niezadowolony. Wzbił się w powietrze i wyczarował znicz. Spojrzał na Elizabeth oceniającym wzrokiem i pokiwał głową.
- Szukamy znicza. Narazie mam go w ręce. - pokazał jej złotą piłeczkę - Jak ją wypuszczę, poczekamy dziesięć sekund i zaczniemy jej szukać. Chcesz coś dodać do tego?

Skinęła głową słysząc odpowiedź dziewczyny. Zbyt rozmowna to ona nie była, ale są rózni ludzie. Widac nie lubiła si wtrącać albo rozmawiać z nieznanymi jej ludźmi. No cóż, bywa. Oparła się na łokciach poprawiając spódniczkę.
- Jak myślisz kto z nich złapie pierwszy znicza? - zapytała gryfona obok. - W ogóle to całkiem ciekawe może być. Gryfon konta Ślizgonka. Serio się tak nienawidzicie czy to tylko plotki? - zapytała przenoszac na niego wzrok.

Rozejrzała się - Tylko my gramy? - westchnęła - W takim razie nie ma co dodawać - Podrzuciła kafla do góry i uderzyła tyłem miotły tak, że pomknął w stronę jednej z bramek. - Więc zaczynajmy - uśmiechnęła się - Jestem daleka od nienawiści między domami, jestem tu nowa.


//jakie zasady?