Brzeg Jeziora.

- I całe szczęście - mruknęła dosłyszalnie dla chłopaka, odwracając na moment wzrok od niego, ot tak. No, żeby nie myślał, ze aż tak zajął jej uwagę xd. W sumie i tak miała się zbierać, choć z drugiej strony, perspektywa siedzenia wieczorem w pustym zapewne PW albo dormitorium... nie. Jeszcze chwilę postoi.
- Przeganiam niedobitki do łóżek - odbiła zgrabnie piłeczkę, nawet już odruchowo, do takich gier słownych przyzwyczajona. Oczywiście jej ton mówił jedynie, że odpowiedź jest przecież oczywista, jak mógłby nie wiedzieć. Gdy opadł na trawę, zerknęła n niego z góry, jeszcze przez chwilę nie siadając, a na twarzy Saph znowu pojawił się lekki,
- Nie musisz mi padać do stóp Lewku, nie zabiorę ci tych punktów - znowu ta drwina, rzucona ot tak, swobodnie, lecz znowu w jakoś nie aż tak negatywnym wydźwięku, jakby mogła być. Umiarkowanie. Wiedziała, że ma gdzieś punkty, bo by tu w innym wypadku nie siedział.

- Faktycznie, ty byś bardzo chętnie przegnała kilku 'niedobitków' do swojego łóżka. - odpowiedział natychmiast. Nie wiedział czy to jest prawda czy nie, ale po szkole chodziły pewne plotki, a on potrafił je dobrze wykorzystać.
Kiedy opadł na trawę i usłyszał jej komentarz, prychnął. Tak, ona umie się odgryźć. Niestety. Bo czasem jak coś palnie, to aż Nejt traci rezon... ale nie tym razem.
- Nie kłaniam ci się, ale zniżam do twojego poziomu, Mistel. W zasadzie musiałbym się położyć na ziemi, ale to sobie już odpuszczę. - uśmiechnął się niewinnie, patrząc na nią z dołu.

Przewróciła wymownie oczami. Taka różnica, że ja żadne teksty nie ruszały. Mógł jej dogryzać, ale po niej spływało, już się tego wystarczająco dobrze wyuczyła.
- Nie łudź się. Takich dzieci nie dopuszczam nawet przez próg - odpowiedziała znudzonym nieco tonem, posyłając mu złośliwy uśmiech, żeby wiedział dobrze, ze nadal to on góruje na jej liście dzieciaków. No, na czas tej rozmowy, rzecz jasna. Ślepa nie była.
- Coatees. Aż tyle wypiłeś? poziomy ci się mieszają - stwierdziła, znowu mu posyłając spojrzenie z politowaniem, i jakby nie patrzeć, z góry.
- Lepiej skończ. Nie wychodzi ci - dodała kpiąco, bo w sumie nie było dla nikogo czymś dziwnym, ze to zieloni górowali w takich docinkach itd. Cecha wrodzona niemal.
W końcu kucnęła obok niego, opierając wyprostowane ręce na kolanach, by po chwili je zająć odpalaniem papierosa. nie starczały na tak długo, jak trawa, nie przerzuci się. Never ever.
- No, kiedy spadasz? - spytała jakby nigdy nic, może lekko ponaglająco, zerkając na Nate'a z ukosa. Żeby utrzymać rezon, ha.

- Kiedy skończy się cisza nocna, czyli jakoś nad ranem. Albo tu ze mną wytrzymasz albo ty ulegniesz i pójdziesz do łóżeczka. - Pewnie, że ślizgoni byli lepsi w takich docinkach, w końcu tym się charakteryzował ich dom, ale tak szczerze... miał to gdzieś, jakoś go to nie interesowało w tej chwili. Teraz miał tylko ochotę posiedzieć na dworze z daleka od PW i wszystkich czerwonych. Fakt jest taki, że wieczna uprzejmość czasem nudzi.
Spojrzał na dziewczynę a potem na papierosa, którego trzymała w ręce. Paliła go już chyba piętnaście minut. Długo jej to zajmowało.

Leniwie przeniosła na Gryfona szare tęczówki, uśmiechając się lekko. Jedna z tysiąca innych cech, które nie pozwoliły tiarze przy wyborze domu dla brunetki nawet wspomnieć o Gryffindorze, było właśnie nie unoszenie się honorem... zwłaszcza, gdy jej to nie było na rękę, bo po co.
- Pójdę, gdy będę miała ochotę, twój problem, jak to zinterpretujesz - odpowiedziała spokojnie, nie przejmując się faktem, że może dla niego to będzie uległość. Dla niej nie, czyli koniec końców - żadnej uległości.
Siedziała tu, bo nie widziała na razie sensu wracani8a. Jeszcze było, jakby nie patrzeć 'wcześnie'. Nie pójdzie przecież spać. Chłopaków nie mogła znaleźć... pochowali się, albo jakaś cholera. Może na tym zakazanym korytarzu siedzą^^. I na marginesie. Właśnie odpaliła drugiego, tamtego dawno skończyła, jak przyszedł xD. Ale nieważne. Ot tak, z nudów zaciągnęła się i dmuchnęła częścią dymu w chłopaka - mokry jesteś - zauważyła, bo mimo ciemności, jako tako coś tam widać było. No i całkiem suchy nie był... a nie padało.

A niech sobie tu siedzi, przecież nie będzie jej wywalał. Oboje zresztą nie chcieli wracać. W sumie miał ochotę zrobić coś szalonego, ale dzisiaj już 'zaszalał' wystarczająco. Swoje plany przeniesie na jutro, tak mu się przynajmniej wydawało.
- Widzisz, Mistel, niektórzy umieją się bawić bez seksu i trawki. - zaśmiał się. Nocna kąpiel w jeziorze to może nic takiego, chociaż zwarzając na temteraturę... Sam nie wiedział, czemu wtedy wskoczył do wody. Chyba z tego samego powodu co wyżej: lubił się bawić i tyle.
- Niestety muszę cię rozczarować, ponieważ także nie jestem mokry na twój widok. - dopowiedział w ogóle nie przerywając. Nie dał po sobie poznać, że w trakcie mówienia myślał o czymś innym.

Na jego odpowiedź westchnęła jakby znudzona, ale nie samą sytuacją, co jego wnioskami. Taki plus zadawania się z tymi przygłupami. Skoro oni maja zapędy seksoholików, to ona niby też, super. Żałosne. A tu siurprajs, bo Saph w tym typie rozrywek tak nie gustowała... akurat w tym znała niemały umiar, ha. Oczywiście, co do trawki nie będzie się kłócić, bo nie było sensu. Może dlatego taka dziwna była teraz? Cudowna myśl Mistel, zastępować cudownego jointa jakąś fajką, pf.
- Dość ograniczony jesteś, powiem ci - mruknęła obojętnie, opadając swobodnie na trawę na plecy. Będzie brudna, trudno. Jedno zaklęcie wystarczy przecież. Wbiła wzrok nad siebie, na moment zerkając tylko na gryfona - tylko taki sposób bawienia się widzisz u innych? - spytała z drwiną, po czym zajęła się przeglądaniem nieba, połowicznie czekając na odpowiedź. Zignorowała fakt, czemu jest mokry.

- Różnie mówią. - powiedział tylko i oparł rękę na ziemi, by mu było wygodniej. Jakoś go nigdy nie obchodziło to, co inni mówią na jego temat. Miał to po prostu gdzieś. - Chociaż tobie trudno to stwierdzić biorąc pod uwagę, jak mało mnie znasz.
Oczywiście, że nie tylko takie. Jednak z tego, co zauważył u niej... W sumie co może innego powiedzieć, skoro jej nie zna? Tylko ona jest wszechwiedząca na temat wszystkich. Jeśli tak było istotnie, szczerze jej współczuł.
Nic jednak nie powiedział, za to odwrócił się w stronę zamku i spojrzał na Wieżę Gryffindoru. Niedługo będzie tam musiał spadać, przecież musi się jeszcze spotkać z Cókierkiem.

- Skoro nie mają nic innego do roboty - powiedziała obojętnie, mając gdzieś jakieś wymyślne plotki. Nigdy ich nie słuchała. Potem uniosła nieco brwi z politowaniem. No proszę
- Nawzajem - odpowiedziała i wyciągnęła nad siebie ręce, żeby przeciągnąć stawy - bo ty mnie akurat nie znasz w ogóle - dodała z lekkim uśmiechem, po czym podniosła się z trawy. Nie widziała już sensu tu siedzieć. To się powoli robiło irytujące, a szarpanie sobie nerwów na sen jest podobno niezdrowe, prawda? Cóż, zwyczajnie miała wyjątkowo drażliwy charakter dzisiaj, i najprawdopodobniej jeszcze jutro. No, chyba że kochani koledzy poratują i zaspokoją głód dziewczynki... wiadomy.
- Idź spać lepiej - rzuciła ot tak i poszła w swoją stronę, skupiając już myśli jeżeli na czymkolwiek, to na lochach.

Odprowadził ją wzrokiem, jednocześnie kręcąc głową. Jednak Lena była wyjątkiem od reguły zielonych, choć to nie jego problem.
Podniósł się z ziemi i otrzepał spodnie, po czym włożył ręce do kieszeni i cicho gwiżdżąc odszedł w stronę Hogwartu.

Przykucnął nad brzegiem jeziora, pełny sprzecznych ze sobą myśli: wszystkich, dotyczących jego przyszłości.

Elisabeth dotarła na brzeg jeziora. Było dosyć późno. Miała jednak nadzieję, że nie dostanie za to ujemnych punktów. Normalnie by się tym nie przejmowała, ale był koniec roku i nie bardzo kiedy było by je odrobić. Usiadła na brzegu, wyciągając lekko zmięta juz paczkę papierosów. Dawno nie paliła, a paczka leżakowała u niej w torbie. Oby nie była zwietrzała przeszło jej przez myśl.

- Cześć Gattringer - mruknął podchodząc z tyłu do dziewczyny i trącając ją lekko w bok, żeby się przestraszyła czy coś. Musiał gdzieś zwiać żeby z czasem znowu nikt nie zaczął go maltretować o zaproszenie na imprezę której sam nie chciał robić, ale wypadało. W każdym bądź razie stał teraz za dziewczyną paląc fajkę i obserwując ją z góry.

- Au - warknęła odwracając się w tył by zobaczyć co za debil ją trąca. jej oczom ukazał się Chace. - Siemasz Blake - machnęła mu ręka od niechcenia. Ty nadęty bufonie dodała w myślach. Chociaż to akurat była cecha wszystkich ślizgonów. W tym też jej, z której strony by nie patrzeć. Zaciągnęła się trzymanym w dłoni papierosem. Skrzywiła się z obrzydzeniem, fuj zwietrzały tytoń. Ze złością rzuciła fajka na ziemię przydeptując go piętą. Gdzie ona o tej porze kupi fajki? Będzie musiała udać się z wizyta do swojego brata - Masz zamiar tak nade mną wisieć? - spytała spoglądając w górę na chłopaka.

- Uh, Gattringer cóż za wrogość. Nie boisz się zmarszczek? - spytał złośliwie, przeczesując ręką włosy i nawet poczęstował ją fajką widząc jak ciska swoją. Nie lubił złoszczących się dziewczyn. Były takie zbyt naładowane emocjami co go irytowało dosyć. - Ktoś ci coś zrobił? - spytał jeszcze, bardziej kpiąco niż już złosliwie, dziwna.

- Dzięki - powiedziała wkładając papierosa do ust - Nie bardzo - wyciągnęła zapalniczkę i podpaliła fajkę. Chyba się uzależniła od papierosów, sama nie wiedziała, ze jej tak brakowało palenia przez ostatnie kilka dni. Spojrzała się na Chace'a. Tylko tyle? Z tego co zdąrzyła już zaobserwować zazwyczaj spotkanie z nim było jak spotkanie stada meduz. Niby wszystko pięknie, aż w pewnym momencie czujesz, że Cię coś poparzyło. Pozostaje tylko kląć - A co pobijesz go? - spytała parodiując jego prześmiewczy ton.

Wzruszył ramionami, nie bardzo zaciekawiony napadem jej złego humoru. Albo tej dziwnej złości, wolał przyjąć że to wina braku tytoniu. - Jasssne, o niczym innym bardziej nie marzę jak pobijać kogoś kto naszej miss zielonych popsuł humor - odparł z politowaniem, na serio potwierdzając sobie to że nie lubi dziewczyn nie w sosie. Rozejrzał sie po okolicy, zatrzymując na dłużej wzrok na równej tafli jeziora.

Uśmiechnęła się sama do siebie, co za człowiek - Och wybacz moja impertynencje - odparła. Właściwie to wcale nie miała złego humoru, była tylko lekko zniecierpliwiona czekaniem na Saphire. A warczenie na innych było jej standardowym zachowaniem.

Uuu, może dlatego standardowym bo pełnia i tak działa na nią światło księżyca? Albo fakt że całkiem niedawno była pełnia. - Nie wybaczę Gattringer - stwierdził sucho, paląc przez chwilę w spokoju fajkę. - Jakoś nie móglbym później żyć z faktem że wybaczyłem z taką łatwością komukolwiek, rozumiesz? - Spytał beznamiętnie, jakby każda jej odpowiedź niewiele znaczyła.

Zagubiła się po drodze. Chwilowo, ale już jest. Podeszła powoli, już ze znacznej odległości poznając czuprynę Chace'a, co wywołało lekki uśmiech na jej twarzy.
- Przynajmniej się nie nudziłaś - rzuciła lekko do ślizgonki, potem przenosząc uwagę na chłopaka - cześć Blake - dawno jego buźki nie widziała, że aż go cmoknęła w policzek. Choć to w sumie nie nowość. Siadła obok nich, otworzyła Ognistą i wzięła łyka, potem oddając ją dziewczynie. Lepiej. Nie zamierzała wspominać teraz, skąd to ma.

Odpowiedz Blake'a wywołała u nie jeszcze większy uśmiech. Jakby jej na tym zależało - Ależ oczywiście, na przyszłość będę o tym pamiętać - skończyła palić, zgasiła papierosa. Wreszcie pojawiła się Mistel - Skąd - odparła na uwagę o nudzeniu się. Wzięła podawaną przez dziewczynę butelkę upiła łyka. Podając jej z powrotem. Pomyślała o chłopaku siedzącym obok, ale nie zamierzała częstować nie swoim alkoholem. Niech Saphira czyni honory.

O ile się domyślał to ów alkohol był jego. Albo z jego dormitorium, ale wolał o tym nie wspominać głośno, rozliczą się z Mistel jakoś innym razem. - Prefekt z alkoholem w ręku. Oj Mistel, nieładnie - rzucil w stronę przyjaciółki, której pojawienie się zepchnęło Gattringer na dalszy plan. Bo w sumie, nie przepadał za nią, była to była, nie było jej to jej nie było, jak dziewięćdziesięciu procent ludzi na świecie.

Bardzo możliwe że jego... nie zwracała uwagi, spod którego łóżka wyciąga.
- I to jeszcze jakim, nie? - mruknęła, poruszając znacząco brwiami żeby go jednak upewnić że wie o prawdziwym właścicielu butelki, a co - aż cię nim poczęstuję...- dodała trochę rozbawiona i zaraz po wypiciu swojej porcji, podała butelkę Chace'owi.
- No to o czym tak zawzięcie dyskutowaliście? - rzuciła, parząc po nich z błądzącym uśmieszkiem. Po minach w jakich ich zastała wnioskować mogła, że o niczym ciekawym, no ale.

Wzruszyła ramionami, robiąc minę w stylu "O niczym wartym wspominania". Przekręciła głowę błądząc wzrokiem gdzieś na horyzoncie gdzie znajdował się zakazany las. Nie umiała prowadzić rozmów o niczym. Zresztą kurde, nie umiała prowadzić żadnych rozmów. To była taka umiejętność, której nie opanowała i raczej nie opanuje... i nie zamierzała do tego wszystkiego. Przeniosła wzrok z powrotem na dwójkę ślizgonów, słuchając ich 'rozmowy'.

Wzruszył ramionami, komentując to w podobny sposób co ślizgonka. O ile to przekomarzanie dało nazwać się rozmową to proszę bardzo, ale tematu chyba żadnego konkretnego nie posiadało. Spojrzał z politowaniem na Mistel i uśmiechnął się kpiąco - Dobra, wiem że to moje. Ty też wiesz. Pij na zdrowie, może urośnie ci coś - dodał złośliwie nie biorąc łyka z butelki i podając drugiej ze ślizgonek. Jako że nie byl uczynnym chłopcem nie chciał prowadzić ich do dormitorium, a wiedział że Mistelowa ma slabą głowę i dużo jej nie potrzeba. - Nie spijcie się. - rzucił jeszcze na odchodnym i zaczął wracać do zamku.

Prychnęła pod nosem, machając lekceważąco ręką. No to sobie wyjaśnili. Gdy usłyszała o tym 'czymś', uniosła pytająco brwi, ukazując niemałe zdziwienie przemieszane z drwiną - Blakee nie wiedziałam, że orientacje zmieniłeś - powiedziała, cmokając cicho - jasssne - rzuciła tylko za nim, niezbyt nawet zwracając uwagę, czy usłyszał, obojętnie.
Zwróciła już wtedy całą uwagę na pozostałą ślizgonkę. Rzeczywiście, porównując do niego, miała nawet słabą głowę, jednak po tej butelce spokojnie dotrze do zamku.
- Nie śpij Gattringer - rzuciła, przenosząc wzrok chwilowo gdzieś na błonia.

- Nie śpię - odparła - Nie chciałam wam psuć tej zajmującej rozmowy - przewróciła oczami dookoła. Miała zabawę słuchając komentarzy Blake'a. W sumie to doszła do wniosku, ze da się go nawet polubić. Śmieszył ją, jak wiele osób w tej szkole na czele z jej rodzeństwem. Odwróciła głowę, patrząc na Saphire - Mogę? - spytała, oczywiście chodziło o butelkę - Przynajmniej nie będziesz sama gdy wyrośnie ci...'coś'

Przykucnął nad brzegiem jeziora - co od niedawna stawało się już dość częstym zajęciem - i zaczął wpatrywać się w taflę wody, w której widniało jego odbicie. Skrzywił się mimowolnie, a jego odbicie uczyniło to samo...

Parsknęła krótko i pokręciła głową
- Taak, te rozmowy są niezwykle zajmująco...ambitne - przytaknęła, podając jej butelkę - następnym razem możesz psuć... raczej próbować - dodała ot tak, jeżeli potrzebowała zgody czy coś... zresztą, nie ważne. Powiedziała, będzie czyste sumienie, o ile w jej przypadku można o tym mówić.
- Hm, ciekawe, co miał na myśli, nie? - mruknęła, połowicznie kierując to 'do nikogo' i tak, jakby się nie domyślała. Jej uwagę na moment przykuła kolejna osoba stosunkowo niedaleko
- On nas śledzi? - spytała konspiracyjnie, przymrużając oczy - Greeeng - powiedziała głośniej na próbę, ciekawa czy usłyszy. Na razie tego krzykiem nie dało się nazwać.

Pociągnęła kolejnego łyka z butelki, tym razem większego. Poczuła rozchodzące się po organizmie ciepło. Żałowała szczerze, że tak ciężko jej się wprowadzić w stan upojenia alkoholowego - Jasne, zapamiętam - nie potrzebowała pozwolenia na wtrącanie się w rozmowy, najzwyczajniej nie wiedziała 'z czym' miałaby się wtrącić w tak prostej wymianie uprzejmości miedzy dwoma ślizgonami. Zmrużyła jedno oko patrząc w niebo. Poświęcając kilka sekund na zastanowienie się co mógł mieć na myśli Blake. Dochodząc do jedynego właściwego wniosku - A obchodzi nas to? - uśmiechnęła, z jej miny ewidentnie było widać, że jej niespecjalnie. Katem oka zauważyła chłopaka kucającego nad jeziorem - Nie mam pojęcia, ale ostatnio gdzie nie pójdę to jest - odparła ciszej, ale nie schodząc do szeptu.

Teraz już przeszło to w odruchowe podawanie sobie butelki na zmianę. Taka miła odmiana, choć raz nie zjarać się, tylko coś wypić, ale też nie upić. Brawoo. Nie oznaczało to jednak, że była jakąś ćpunką i ikoną menelstwa, bo do kochanych kumpli się nie umywała... cóż.
- Nie... nawet jakby, to by się źle skończyło dla naszej psychiki, dociekanie jego pomysłów - stwierdziła z pewnością, śmiejąc się krótko.
- Cóż. W ostateczności może okazać się porytym psycho-fanem - odpowiedziała, wzruszajżc obojętnie ramionami, jakby ta wiadomość była całkiem nieważna i tylko rozbawione kurwiki w oczach ukazywały teraz humor brunetki. Ogólnie nastrój dopisywał, aż dziwne, biorąc pod uwagę niedawną melancholię.

Przed jej oczami stanęła postać Chace'a. Zacisnęła powieki, znów dziewczyna miała racje lepiej nie wyobrażać sobie co może siedzieć w jego głowie. To nie może wyjść nikomu na dobre - A to w ogóle jego? - spytała potrząsając lekko trzymana w dłoni butelką. Nie zwróciła uwagi wychodząc z dormitorium skąd Saphira bierze alkohol.
Spojrzała jeszcze raz na chłopaka, psycho-fan? Zaśmiała się krótko, może był nieśmiały. Stój, wróć! Nieśmiały ślizgon? Może i nie była w tej szkole zbyt długo, ale zdążyła już zauważyć, że bycie ślizgonem wyklucza ta możliwość - Albo ignoruje nas celowo. Zrobiłaś mu coś? - podniosła jedną brew spoglądając na Greenga. Po chwili wzruszyła ramionami zajmując się ognistą.

Ślizgonka przywdziała mały wyszczerz przemieszany niewinnością i łobuzerstwem
- Możliwe. Albo Gabe'a, albo Cardina. Wszystko jedno, nie patrzyłam, spod czyjego łóżka - wzruszyła obojętnie ramionami. Rozliczą się, to jasne.
Skoro zamyślony kolega nie zareagował, prychnęła wymownie pod nosem i wzięła od niej butelkę, pociagając łyka. Oddała, zastanawiając sie nad jej pytaniem
- W kuchni.... nie. Nic. - początek mruknęła ledwo dosłyszalnie pod nosem, przypominając sobie ostatnie miejsce, kiedy z nim rozmawiała. Potem już powiedziała głośniej i zdecydowanie - ale to dziwne.

Parsknęła rozbawiona. Niezła agentka z tej pani Prefekt. W jej szkole wniesienie alkoholu na teren szkoły było dużo cięższe niż tutaj. To przecież niemożliwe, żeby nauczyciele nie wiedzieli, że uczniowie chowają butelki alkoholu po kątach. To chyba było takie nieme przyzwolenie z ich strony - W mojej starej szkole, załatwienie alkoholu nie było takie proste - powiedziała trochę do siebie jednak wystarczająco głośno by druga ślizgonka usłyszała. Wypiła kolejnego łyka, podążając za wzorkiem Saphiry na chłopaka. Zaczęła coś mówić o kuchni, ale szybko urwała. Taktownie stwierdziła, że nie będzie o to wypytywać. To nie była jej sprawa. - Jak nic, to rzeczywiście dziwne - uśmiechnęła się.

Jak kto woli to nazywać. Agentka, lub chęć zwyczajnie przetrwania jakoś w tej szkole xD. - Tu też w sumie nie jest... ale ma się te sposoby, nie? - spytała retorycznie, poruszając znacząco brwiami. I wcale to nie znaczyło, że zdradzi te sposoby, bo sama pewnie mnie znała części - ale fakt, słyszałam, że w Durmstrangu jest ostrzej... pod jakimś jeszcze względem? - spytała lekko, nawet nagle okazując tym tematem małe zainteresowanie. Miło tak posłuchać dla odmiany, że tu jest lepiej, a nie same narzekania, zwłaszcza dzieciaków, które jeszcze nie znalazły odpowiednich 'sposobów'.
- A taam. Walić - podsumowała, machając obojętnie ręką. No przecież nie będzie się bała takiego Greenga, nie? Albo sobie nim myśli specjalnie zaprzątała, nie widziała sensu.

Możliwe stwierdziła. Ona przywiozła ze sobą jedną butelkę ognistej, w kufrze kiedy się tu przenosiła. Później już nie próbowała - Trochę - powiedziała krótko upijając z butelki - Poziom nauczania wygląda tak samo, ale przywiązują większą wagę do przestrzegania reguł w szkole - powiedziała z niechęcią. Tutaj wyjście za teren szkoły co najwyżej skutkowało szlabanem. W Durmstranu była to już seria szlabanów przez kilka tygodni - No i macie zdecydowanie większy teren wokół szkoły - wzruszyła ramionami, to akurat było już mniej ważne, ale zawsze to więcej miejsc gdzie można się chować podczas wagarów, lub by się napić.

- Czyli tu jest lepiej - podsumowała tak, żeby nikt nie miał w to wątpliwości. O, a butelka się robiła dziwnie lekka nagle, szkoda. Oddała na koniec już alkohol dziewczynie
- Ja porównania nie mam, od początku tu chodzimy - odpowiedziała, jak zwykle nie przywiązując uwagi do faktu, że użyła liczby mnogiej. Już takie zboczenie, mając bliźniaka, przestała na to zwracać uwagę
- Dobrze, że mamy jeszcze rok. Jakoś nie spieszy mi się z opuszczaniem tych murów - stwierdziła nagle, choć w jej tonie nie było żadnego wzruszenia czy też większego przywiązania do szkoły, bleh. Zwyczajnie, czuła tak z wygody. Tu było ok, nie licząc lekcji, a te się da przeżyć.

- Raczej tak - za wyjątkiem braku moich znajomych. Poza tym tam nie chodziło tyle mieszańców skrzywiła się. Opróżniła butelkę i wrzuciła do stojącego niedaleko śmietnika. Chodzimy? No tak jest jeszcze jeden Mistel. Zapominała o tym, bo rzadko go widywała. Ale rzeczywiście jest - Ja wolałabym już ja skończyć. Chociaż nie przeczę, ze wygodnie mamy tutaj - uśmiechnęła się. Jeszcze jakby dormitoria były jednoosobowe to byłoby luksusowo.

Cóż, Saph nie miała pojęcia o przypadłości ślizgonki, toteż nie kontynuowała tego wątku.
- No jasne - potwierdziła tą wygodę, bo co jak co, właśnie bezkarnie sobie siedziały i piły na błoniach, nie? Oczywiście, nie obnosił się z tym nikt, oprócz idiotów, ale jednak, wygoda była - to już masz jakieś plany po szkole? - spytała ot tak odruchowo, lecz specjalnie nie spytała wprost, co zamierza robić. Powód zwyczajny, gdy nie miała w tym konkretnie ważnego interesu, nie wypytywała nigdy ludzi o ich sprawy. Po co sobie obciążać nimi mózg? Takim pytaniem dała jej zwyczajnie drogę wolną, mogła wybrać, czy powiedzieć, czy nie.

Uśmiechnęła się. O tym samym pomyślała. Po namyśle w końcu wyciągnęła lekko zwietrzałą paczkę papierosów odpalając jednego, lepszy taki niż żaden prawda? Zdziwiła się pytaniem, ale odpowiedziała - Nie wiem dokładnie - wzruszyła ramionami - Na pewno coś związanego z eliksirami, bo w tym jestem dobra - zaciągnęła się papierosem - Nie zamierzam na pewno pracować w Ministerstwie - stwierdziła. Nie chciała być częścią tego cyrku. Chyba ze departament magicznych wypadków i katastrof tam czasem przynajmniej było się z czego pośmiać.